„Gdy święty ojciec Dominik był w konwencie, stał niekiedy wyprostowany na swoich nogach, całym ciałem zwrócony do ołtarza, nie opierając się ani na niczym nie wspierając, trzymając nieraz przed swym sercem dłonie rozpostarte jak otwartą księgę. I stał tak, jakby coś czytał w obecności Boga, w postawie wielkiej czci i oddania. Widziano go wtedy, jak modląc się rozważa słowa Boże i je ze słodyczą wypowiada. Innym razem wznosił dłonie ku ramionom, jak to czyni kapłan we Mszy świętej, i zdawało się, że z uwagą nadstawia ucha. (...) Gdybyś go tak widział rozmodlonego, wyprostowanego, pomyślałbyś, że widzisz proroka, już to rozmawiającego z aniołem albo z Bogiem, już to słuchającego lub rozmyślającego w ciszy (...)
Ojciec nasz znajdował dla siebie odosobnione miejsce, w celi lub gdzie indziej, by czytać lub modlić się, skupiając się w sobie i stając w Bożej obecności. Siedział więc spokojnie, otwierał przed sobą jakąś książkę i wpierw przeżegnawszy się, czytał, a wielka słodycz przenikała jego duszę, tak jakby słyszał samego Boga mówiącego. (...) I gdy tak czytał w samotności, zwykł był uczcić książkę, pochylał książkę, a czasem całował książkę, szczególnie gdy był to tekst Ewangelii, lub gdy czytał słowa, które wypowiedział Chrystus swoimi ustami”.
(ze średniowiecznego opisu
dziewięciu sposobów modlitwy św. Dominika)